Przemawiając trzykrotnie w Oświęcimiu z okazji 75. rocznicy
wyzwolenia niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz, prezydent Andrzej
Duda tylko jeden raz odważnie wspomniał o żołnierzach Armii Czerwonej, którzy
ten obóz oswobodzili. A przecież Andrzej Duda, jak i inni prominentni polscy
politycy, apelował o historyczną prawdę.
Jak ujął to na łamach „Rzeczpospolitej” redaktor Jędrzej
Bielecki, wolał „patetyczną wizję nieskazitelnego narodu, który walczył na
wszystkich frontach II wojny światowej”.
Na tym polu Dudę pokonał tylko prezydent Ukrainy Wołodymyr
Zełenski. Przemawiając w Auschwitz, Zełenski mówił wyłącznie o ukraińskich
wyzwolicielach Auschwitz, ale ani słowem nie wspomniał, że ci Ukraińcy byli
żołnierzami Armii Czerwonej. Wolał też przedstawiać sytuację tak, jak by nie
było wśród Ukraińców tych, którzy „obsługiwali” Auschwitz, Treblinkę, Sobibór i
inne obozy śmierci.
O komentarz Sputnik poprosił prof. Tadeusza Iwińskiego,
polskiego polityka, b. posła na Sejm kilku kadencji.
„Auschwitz nie spadł z nieba”
„Ja słuchałem głównego wystąpienia prezydenta Dudy, który w
pierwszym zdaniu powiedział o wyzwoleniu przez Armię Czerwoną kilku tysięcy
ludzi, którzy zostali wtedy w Auschwitz.
Oczywiście, są rozmaite manipulacje i nieścisłości
historyczne. Kilka lat temu Grzegorz Schetyna, jako minister spraw
zagranicznych, powiedział, co było śmieszne, że tak naprawdę Auschwitz-Birkenau
wyzwolili Ukraińcy. Jemu się pomyliło, bo to był Front Ukraiński. Przecież w
czasie II wojny światowej były rozmaite nazwy frontów i to nie miało nic
wspólnego z narodowością, przecież Armia Czerwona składała się z
przedstawicieli bardzo wielu narodowości – wyjaśnia prof. Iwiński.