Wyznaczenie przez prezydenta Dudę (choć zapewne stał za tym
prezes PiS) Antoniego Macierewicza na Marszałka-Seniora Sejmu IX kadencji było
sprytnym, a nawet nieco przewrotnym zabiegiem. PAD, który de facto już prowadzi swą
kampanię wyborczą, potrzebuje do zwycięstwa poparcia szerszego elektoratu
aniżeli tylko prawicowy. Stąd na tle takiego polityka, jak były szef
MON-radykalnego w swych poglądach, zwolennika szeregu teorii spiskowych itd.
Andrzej Duda zaprezentował się w Sejmie jako "baranek" i
zwolennik zasypywania głębokich podziałów politycznych. Niejeden mógł
zapomnieć, iż firmował on ustawy jawnie naruszające Konstytucję RP, zwłaszcza
dotyczące tzw. reformowania wymiaru sprawiedliwości. Naruszały one także standardy
Rady Europy i Unii Europejskiej, co wkrótce ma potwierdzić luksemburski Trybunał
Sprawiedliwości.
Macierewicz natomiast mnie NIE zawiódł. Krótki wątek
osobisty. Poznałem go przed wielu laty na seminariach dotyczących Ameryki
Łacińskiej w Instytucie Historii PAN (na warszawskim Rynku Starego Miasta), na
seminariach wybitnego historyka prof. Tadeusza Łepkowskiego (ojca znanej
scenarzystki telewizyjnej). Pan Antoni, który miał już za sobą piękną kartę
działalności w KOR-ze, zajmował się głównie Indianami z regionu andyjskiego, zwłaszcza
Keczua (stąd uczył się też ich języka). Nie znam szczegółów, ale bodaj
uniemożliwiono mu otwarcie przewodu doktorskiego i (chyba) wyjazd na stypendium
zagraniczne, co nie było oczywiście właściwie.