Unia Europejska znajduje się na
politycznym zakręcie i musi stawiać czoła wielu wyzwaniom-zarówno starym, jak i
nowym (m.in. wyraźny wzrost sił populistycznych+nacjonalistycznych, rozwiązanie
kwestii Brexitu). To dość banalne stwierdzenie. Po wyborach do Parlamentu
Europejskiego (nad Wisłą - 26 maja) pierwszą kwestią, tylko na pozór
techniczną, będzie obsada personalna kluczowych stanowisk w UE. To nader trudne
zadanie w związku z potrzebą zapewnienia swoistej równowagi przedstawicieli
"starych" i "nowych" członków, reprezentantów głównych
rodzin politycznych, uwzględnienia kryterium płci, geograficznego itd.
Na niedawnym szczycie unijnym w
rumuńskim Sibiu (Sybinie) Donald Tusk, jako przewodniczący Rady Europejskiej,
wyraził nadzieję, iż uda się już czerwcu uzgodnić kandydatury następców, co
jest możliwe, ale wysoce niepewne. Chodzi nade wszystko o funkcje
przewodniczących: Komisji Europejskiej, Rady Europejskiej, Parlamentu
Europejskiego, Wysokiego Przedstawiciela ds. Zagranicznych i Polityki
Bezpieczeństwa (kierującego też dyplomacją unijną) oraz szefa Europejskiego
Banku Centralnego z siedzibą we Frankfurcie nad Menem.
Prawdą jest, iż unijne traktaty
nie przesądzają jednoznacznie o sposobie wyłaniania przewodniczącego Komisji
Europejskiej – de facto najważniejszej osoby w UE. Kandydata wybiera
Europarlament (większością głosów) na wniosek Rady Europejskiej, a więc organu
składającego się z szefów rządów lub państw. Ten ostatni przypadek dotyczy
aktualnie Francji, Rumunii i Litwy, co niekiedy może prowadzić do wewnętrznych
konfliktów politycznych (vide formalny "spór o samolot" przed laty
między PO a PiS na tle reprezentacji na szczytach w Brukseli). Niektóre z powyższych
stanowisk można piastować też przez pół kadencji (2,5 roku), co się jednak
zdarza dość rzadko.
DEBATY KANDYDATÓW
W Parlamencie Europejskim (który
niestety nie dysponuje inicjatywą ustawodawczą, ale jego rola stopniowo rośnie)
istnieje obecnie 8 frakcji. W tym tygodniu przedstawiciele 6 z nich, w
większości tzw. Spitzenkandidaten, a więc kandydaci na szefa Komisji (to
pojęcie ukuto przed 5 laty i właśnie wtedy Jean-Claude Juncker, długoletni
premier Luksemburga, jako reprezentant chadeckiej EPP stanął na czele Komisji,
czyli swego rodzaju rządu UE) odbyli publiczną, ciekawą debatę.
Debata kandydatów na szefa Komisji Europejskiej. |
Wzięli w niej udział: Manfred
Weber – od 15 lat niemiecki eurodeputowany, w imieniu Europejskiej Partii
Ludowej, Frans Timmermans, obecnie I wiceprzewodniczący Komisji, z ramienia Partii
Europejskich Socjalistów, Dunka Margrete Vestager z Porozumienia Liberałów i
Demokratów, aktualna komisarz ds. konkurencji, Czech Jan Zahradil z
Porozumienia Konserwatystów i Reformatorów (do tej frakcji należy PiS), Ska
Keller z Zielonych oraz Hiszpan Nico Cue (z zawodu hutnik) z frakcji
Zjednoczonej Lewicy Europejskiej/Nordyckiej Zielonej Lewicy. Realnie biorąc
tylko pierwsza trójka ma szanse na wybór, choć – jak wspomniano – nie ma
żadnego automatyzmu, a ogromną rolę odgrywają szefowie państw i rządów.
Bardzo dużo miejsca poświęcono
migracji. Weber podkreślał, iż to państwa, a nie przemytnicy muszą decydować
kto udaje się do Europy, stąd imperatyw odzyskania pełnej kontroli nad
granicami. Niemal wszyscy mówili o potrzebie solidarności oraz o humanitarnej
odpowiedzialności w sytuacji, gdy zmiany klimatyczne i gospodarcze wpływają na
procesy migracyjne. Powróciła teza o potrzebie wielkiego "planu
Marshalla" dla Afryki i koniecznych przesiedleniach z Syrii. Verstager
kładła akcent na potrzebę wspólnego systemu azylowego.
"CZARNY KOŃ"
TIMMERMANS?
Moim zdaniem najlepiej w tego
rodzaju debatach wypada Frans Timmermans – świetny mówca, z dużym
doświadczeniem międzynarodowym (był m.in. szefem niderlandzkiego MSZ-u). Jest w
najlepszym wieku dla polityka (58), poliglotą i zręcznym polemistą. Ma świetny
kontakt z młodzieżą. Zaprzecza w każdym calu żartobliwemu powiedzeniu o
Holendrach – "jeden Holender to teolog, dwóch to Kościół, a trzech
schizma". Rządząca obecnie nad Wisłą ekipa PiS dorobiła mu "łatkę'
antypolskiego, a jest zupełnie odwrotnie. On po prostu w Komisji Europejskiej
odpowiada za przestrzeganie praworządności w państwach członkowskich UE i
to zadanie traktuje nader poważnie.
Frans Timmermans podczas debaty organizowanej w Warszawie przez kandydatów Koalicji Europejskiej z ramienia SLD. |
Mam okazję znać go od kilkunastu
lat, gdy był – jako deputowany – członkiem delegacji do Zgromadzenia
Parlamentarnego Rady Europy w Strasburgu. Urodził się w Maastricht, co
jest swoistym symbolem "unijności". Często wspomina dom swego
dziadka, który wyzwolili żołnierze gen. Maczka. Bardzo interesuje się
Europą Wschodnią, spędził zresztą kilka lat w Moskwie jako sekretarz
ambasady Holandii – w okresie, gdy rozpadał się ZSRR. Nauczył się wtedy
rosyjskiego. Powtarza konsekwentnie, iż jeśli państwa Europy Wschodniej będą nadal odmawiały
solidarności ws. uchodźców i migracji, to same nie mogą liczyć na solidarność
w innych kwestiach. W czarnym scenariuszu może dojść nawet do niekorzystnych
zmian w funkcjonowaniu systemu Schengen.
Osłabienie w ostatnich latach
pozycji partii socjalistycznych i socjaldemokratycznych w Europie nie
pomagało w zajmowaniu wysokich stanowisk przez ich przedstawicieli. Ale w
tym roku stopniowo następuje pewien przełom. Zwycięstwo (choć skromne) w
Finlandii, ogromny sukces Hiszpańskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej
(PSOE) w wyborach do Kortezów oraz fakt, iż w wyborach do Europarlamentu wezmą
jednak udział Brytyjczycy, co gwarantuje znaczącą reprezentację Labour Party,
oznaczają duże wzmocnienie frakcji Socjalistów i Postępowych Demokratów. To
wzmacnia kandydaturę Timmermansa. Może on też zostać następcą Franceschi
Mogherini z Włoch na funkcji szefa unijnej dyplomacji.
MOŻLIWE NIESPODZIANKI
Obecnie Francja nie ma nikogo na
czołowych stanowiskach w UE. A w grę wchodzą m.in. takie nazwiska, jak Michel
Barnier (były minister spraw zagranicznych i obecny negocjator Unii ws.
Brexitu), Christine Lagarde – stojąca na czele Międzynarodowego Funduszu
Walutowego, czy Bruno Le Maire – aktualny minister finansów i gospodarki.
Pierwsze przymiarki nastąpią
zaraz po wyborach do Europarlamentu, na posiedzeniu Rady Europejskiej. Nota
bene największe szanse na zastąpienie Donalda Tuska na funkcji szefa tej Rady
od końca tego roku mają: odchodząca prezydent Litwy Daria Grybauskaite, i
premier Holandii Mark Rutte. Nie wyklucza się też kandydatury samej Angeli
Merkel, choć zgodnie z dotychczasowymi ustaleniami ma ona być kanclerzem
Niemiec do roku 2021.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz