środa, 9 czerwca 2021

POŻEGNANIE PRAWDZIWEGO BOHATERA „CENY STRACHU”

Ostatniego dnia maja tego roku, przy pięknej pogodzie, na warszawskim Cmentarzu Stare Powązki, w obecności dużego grona Przyjaciół, a także Bliskich i części Rodziny (ze względu na pandemię nie wszyscy, zwłaszcza z obu Ameryk, zdołali dotrzeć do Polski) pożegnaliśmy Stanisława SOWIŃSKIEGO (1919-2021). Był On postacią wyjątkową, którego bogate życie mogłoby stanowić gotowy scenariusz niejednego filmu. Tak się zresztą częściowo stało-w odniesieniu do słynnego dzieła Henri Georges’a Clouzota pt. „Cena strachu” („Le salaire de la peur”) zrealizowanego w 1953 r. na podstawie powieści Georges’a Arnaud pod tym samym tytułem.

To jedyny obraz w historii kina, który otrzymał zarówno Złotą Palmę na festiwalu w Cannes, jak i Złotego Niedźwiedzia na festiwalu w Berlinie. Miał też w latach następnych dwie przeróbki powstałe w Stanach Zjednoczonych. Przyjęty entuzjastycznie przez krytykę był - jak ujęła to w swoim leksykonie filmowym Alicja Helman - „wielką metaforą ludzkiego losu i nieodwracalności przeznaczeń człowieka”. Także znakomitym studium charakterów, „osiągniętym dzięki zindywidualizowanemu, świetnemu aktorstwu”. Główną rolę-Korsykanina Mario, jednego z kierowców wożących nitroglicerynę na ogarnięte pożarem górskie pole naftowe, gra młody Yves Montand. Ta postać wzorowana jest właśnie na Staszku, który jeden raz, na usilną prośbę Arnaud, czego zresztą późnej - jak mi mówił – żałował zabrał Go w całodzienny „rejs”.

Stanisław urodził się w Warszawie w rodzinie inteligenckiej o tradycjach patriotycznych. Uczęszczał do liceum im. Czackiego w Śródmieściu. Pewien czas spędził też w Równem na dzisiejszej Ukrainie, gdzie jego ojciec był kuratorem szkolnym. Walczył w kampanii wrześniowej, zwłaszcza w obronie Modlina, którą kierował gen. Wiktor Thomme. Za udział w tej obronie otrzymał w 2011 r. stopień pułkownika. Jako członek Armii Krajowej był więźniem Pawiaka, a także obozów koncentracyjnych na Majdanku, w Natzweiler (Alzacja) oraz w Dachau. Po zakończeniu II wojny trafił, m.in. przez Belgię, do Stanów Zjednoczonych, a następnie do Wenezueli, która stała się Jego drugą ojczyzną. W sporym porcie La Guaira na północ od Caracas miał firmę celno-spedycyjną. Ale to nie od razu. Pierwszy okres pobytu był niezwykle trudny, a momentami dramatyczny. To właśnie wtedy dzieje się akcja „Ceny strachu”. Arnaud - trochę dziennikarz i pisarz, a z charakteru ryzykant, a nawet awanturnik, uprosił Staszka, aby go zabrał z sobą. To był jeden raz, a sam odbył jeszcze 6 kursów z nitrogliceryną.

Stanisław kochał Polskę i naszą historię. Mówił po polsku bez cienia akcentu. Brał czynny udział w życiu - w sumie nie tak licznej - Polonii wenezuelskiej. Do Warszawy zaczął przyjeżdżać w latach 70-tych. Postanowił odszukać swoich kolegów z Czackiego. Tak się złożyło, że ojciec mojej żony Małgorzaty był jednym z nich. Wtedy się poznaliśmy i chyba (mimo różnych poglądów politycznych) polubiliśmy. Kiedyś grywaliśmy nawet w tenisa ziemnego. Co więcej - młodsza siostra mojej wspaniałej teściowej - Elżbieta (lekarka) została Jego drugą żoną. Stach utrzymywał dobre kontakty ze swoją pierwszą żoną (Belgijka) i trójką dzieci – córką (wnuczka mieszka w Madrycie) oraz dwoma synami (Ci mieszkają - jak bardzo wielu obywateli krajów Ameryki Płd.) na Florydzie, zwłaszcza w Miami. Jeden z nich ma nawet polskie obywatelstwo.
Po powrocie do kraju był aktywny w środowisku kombatantów, szczególnie w Warszawskim Klubie Artylerzystów.

Jak rzadko kiedy z pełnym przekonaniem można powtórzyć w tej sytuacji słowa Horacego „Non omnis moriar”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz