W Polsce nieźle pamięta się spór Rejenta i Cześnika z
"Zemsty" Aleksandra Fredry o mur graniczny. W megaskali mamy do czynienia z trochę zbliżonym zjawiskiem obecnie w USA. Prezydent Donald
Trump ogłosił 15 lutego stan wyjątkowy w Stanach Zjednoczonych- argumentując tę
decyzję niebezpieczną sytuacją nad granicą z Meksykiem (nielegalna migracja,
przemyt narkotyków,przestępczość itd.). W istocie rzeczy chodzi o swoiste
"obejście" Izby Reprezentantów,w której od pewnego czasu większość
mają Demokraci-sprzeciwiający się budowie muru na tej granicy,a w konsekwencji
wyasygnowaniu na ten cel 6-8 mld dol. z budżetu (pierwszy wniosek z
grudnia/stycznia opiewał na 5,7 mld dol.).
Od szeregu tygodni istniał pat w tej materii,który miał taki
skutek,iż doszło do zjawiska określanego jako shutdown,a więc paraliżu części
administracji federalnej USA (ok. 800 tys. jej pracowników nie otrzymywało
wynagrodzeń).Ów stan utrzymywał się przez 35 dni- najdłużej w historii kraju.
Wywołało to negatywne reakcje i tę rundę Trump niewątpliwie przegrał.Nie
zgodził się on przy tym na kompromisową propozycję obu izb Kongresu, czyli
odblokowania 1,37 mld dol. na zbudowanie 88,5 km "nowych barier
fizycznych". Trochę jak agresywny bokser żądny rewanżu
rozpoczął właśnie na całego drugą rundę walki. Prezydent ma teraz nadzieję nawet na sumę rzędu. 8 mld dol.
z budżetu Pentagonu (ten wynosi ok. 700 mld. rocznie) bowiem-jak akcentuje-
chodzi w końcu o kwestię bezpieczeństwa państwa.
Granica amerykańsko-meksykańska liczy nieco ponad 3300 km i
w dużym stopniu przebiega wzdłuż rzeki Rio Grande.Paradoks polega m.in. na
tym,iż na ok. 1/3 jej długości mur (w różnej postaci) już istnieje i nie
stanowi dostatecznej ochrony.Nota bene-wbrew temu co twierdził Trump,ogłaszając
na trawniku Białego Domu swą decyzję- mówiąc o "inwazji" nielegalnych
migrantów, długofalowo mury się NIE sprawdzają.Wystarczy przypomnieć Mur
Berliński, mur dzielący dwie części Nikozji na Cyprze, czy ten (w kilku postaciach)
między Marokiem a Algierią. De facto nawet Mur Chiński okazał się
bezużyteczny.Ponadto, gdyby szczelnie "zapieczętować" granicę
USA-Meksyk to ucierpiałaby gospodarka takich stanów, jak np. Kalifornia czy
Nowy Meksyk.I wreszcie,last not least,liczba tych nielegalnych migrantów w
ostatnich latach ZMNIEJSZA SIĘ
Dwukrotnie przekraczałem granicę między tymi dwoma
państwami.Pierwszy raz,wiele lat temu,gdy rozpoczynałem swą długą podróż z
plecakiem po Ameryce Łacińskiej za zaoszczędzone środki ze stypendium na Harvardzie,
z Laredo w Teksasie musiałem dotrzeć do meksykańskiego Nuevo Laredo,Akurat
trwał strajk kierowców autobusów, więc PIESZO szedłem jednym z dwóch mostów
przez Rio Grande-jako jedyna osoba. Równoległym mostem do USA zdążało sporo
osób,a niektórzy z nich widząc białego idącego do Meksyku pukali się w czoło.
Drugim razem, z ramienia Zgromadzenia Parlamentarnego Rady
Europy, kierowałem w stolicy meksykańskiego stanu Sonora (graniczy z
Arizoną) Hermosillo seminarium nt. sytuacji przygranicznej.Mówiąc najkrócej
przypominała ona trochę XIX-wieczny Dziki Zachód.
Decyzja Trumpa jest ruchem va banque. Mówiąc łagodnie to
amerykańska wersja falandyzacji prawa,stąd.nie tylko opozycja Demokratyczna
alarmuje o nadużyciu władzy prezydenckiej. Również liczni Republikanie.Senator
Marco Rubio z Florydy napisał wprost:"żaden kryzys NIE MOŻE
usprawiedliwiać naruszania Konstytucji".Cała ta sytuacja musi znaleźć
rozwiązanie prawne.Trump liczy zapewne na korzystne dla niego stanowisko Sądu
Najwyższego, którego segment konserwatywny wzmocnił swoimi nominacjami.Ale
przecież pojedynczy sędzia w Stanach Zjednoczonych może zablokować podjętą
decyzję.
Moim zdaniem takie a nie inne rozstrzygnięcie owego sporu
może okazać się kluczowe przed kampanią prezydencką w USA w roku 2020!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz