środa, 11 września 2019

DYMISJA AMERYKAŃSKIEGO "JASTRZĘBIA"

John Bolton
W klasycznej wersji prezydenckiego systemu politycznego ukształtowanego w Stanach Zjednoczonych, a po II wojnie światowej upowszechniającej się już nie tylko w Ameryce Łacińskiej, lecz także w Afryce, a nawet w Azji, nader ważną rolę odgrywała zawsze funkcja prezydenckiego Doradcy ds. Bezpieczeństwa Narodowego. Często jego pozycja nie ustępowała pod względem znaczenia sekretarzowi stanu (w USA odpowiednik ministra spraw zagranicznych).

Czasem ten sam polityk piastował niemal kolejno oba te stanowiska. Klasycznym tego przykładem był (wciąż czynny jako konsultant i autor wielu książek (ostatnia "O Chinach") Henry Kissinger. Urodzony w Niemczech, toteż  nie mógł kandydować na funkcję głowy państwa, uznawany jest za jednego z najwybitniejszych polityków ostatniego półwiecza nad Potomakiem. Współautor otwarcia polityki USA na Chiny, sekretarz stanu za prezydentury Richarda Nixona i Geralda Forda został nawet (co uznano za kontrowersyjne) laureatem pokojowej Nagrody Nobla za wkład w doprowadzenie do zakończenia tragicznej wojny w Wietnamie i całych Indochinach.

Piszę o tym w kontekście dość nagłej dymisji Johna Boltona, który właśnie został zdymisjonowany przez Donalda Trumpa po 17 miesiącach sprawowania funkcji doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego (jego poprzednikami-już za Trumpa-byli generałowie Flynn i Mc Master). W dość chaotycznej polityce (także kadrowej) obecnego prezydenta USA im mniejsze są sondażowe szanse na jego reelekcję tym roszady personalne nasilają się.


Bolton, który zaczął pracować w administracji Republikanów jeszcze za czasów Reagana (był później m.in.-krótko-ambasadorem przy ONZ, co gwarantuje miejsce w gabinecie) uchodził zawsze za zwolennika twardej linii w polityce zagranicznej. Paradoksalnie okazywał się twardszym od Trumpa w tej sferze. Źródła amerykańskie są zgodne co do tego, iż dość krytycznie oceniał dialog obecnego prezydenta z Koreą Północną, ideę ponownego zaproszenia Rosji do grupy G7 (złożył niedawno ostentacyjną wizytę na Ukrainie), pomysły wznowienia dialogu Waszyngtonu z Iranem oraz toczone od pewnego czasu nieoficjalne rozmowy z afgańskimi talibami. Opowiadał się też za ostrzejszą polityką wobec Wenezueli i marginalizował znaczenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego.

Bolton nie był Kissingerem Trumpa, a zawsze w Białym Domu liczy się tylko jedna osoba. Zobaczymy kto go zastąpi i oby dialog Waszyngtonu z partnerami był kontynuowany. Jednym z kandydatów jest jego dotychczasowy zastępca Charles Kupperman.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz